31 lipca 2012

Bio w rozsądnej cenie - zawsze ... czyli o kremie do rąk od Marilou Bio

Kupując kosmetyki zwracam uwagę na wiele aspektów. Dla mnie najważniejszy jest naturalny skład. Wiadomo, że nie kupię niczego zawierającego olej mineralny, parabeny i całą plejadę innych wytworów przemysłu chemicznego. Oczywiście kupuję także wzrokiem. Opakowanie kosmetyku to sprawa drugorzędna, ale … Uwagę przyciągają gustowne, funkcjonalne i wesołe opakowania. Takimi opakowaniami może poszczycić się marka Marilou Bio.



Interesująca jest filozofia firmy. „Marilou Bio powstało z pragnienia, aby kosmetyki biologiczne były dostępne dla wszystkich kobiet, które chcą czynić dobro dla siebie i dobro dla naszej planety, brać na siebie odpowiedzialność konsumenta za produkty czyste, dbające o szacunek, naturalne i w godziwej cenie.”
Z wesołej rodzinki Marilou Bio chciałabym Wam przedstawić pielęgnacyjny krem do rąk.


Krem do rąk to kosmetyk, bez którego nie mogę funkcjonować, zwłaszcza w pracy. Wielokrotnie w ciągu dnia myję ręce tym, co daje pracodawca. Niestety nie są to naturalne mydła. Aby dłonie nie były przesuszone muszę koniecznie nanieść krem. 
Krem do rąk Marilou Bio głęboko nawilża skórę.  Nie jest tłusty, dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Nie tworzy na dłoniach lepkiego i tłustego filmu. Z tego powodu dla mnie jest idealnym kremem do wielokrotnej aplikacji w ciągu dnia. Pachnie bardzo delikatnie.


W swoim składzie posiada masło karite, wyciąg z aloesu, olej jojoba, wyciąg z jęczmienia. Ten ostatni jest źródłem wielu naturalnych przeciwutleniaczy, ma działanie delikatnie nawilżające i wygładzające powierzchnię skóry. Masło karite i olej jojoba dobrze odżywiają skórę. Aksamitna skóra dłoni to rezultat stosowania tego kremu. Czego chcieć więcej?

Lubię ten krem, gdyż sprawdza się doskonale w biurowych warunkach. Stosuję go od miesiąca. Do tej pory zużyłam mniej niż połowę tubki. To dobra wydajność. Szacuję, że wystarczy na jakieś 2,5 miesiąca.
I jeszcze jeden aspekt -  cena. Krem kosztuje 19 zł (tak jak każdy inny z Marilou Bio). Dobry certyfikowany krem nie musi więc rujnować kieszeni. Dodam tylko, że  99,175 % wszystkich składników kremu jest pochodzenia naturalnego, 19,175 % pochodzi z rolnictwa biologicznego. Czy sięgnę po kolejną tubkę tego kremu? Z pewnością!
Na wstępie tego postu wspominałam o opakowaniach. Mnie bardzo podobają się kwiatki na opakowaniach poszczególnych kosmetyków. Przyjrzyjście się im z bliska.


Kwiaty kojarzą mi się z rozkwitaniem kobiecej urody. Tylko dzięki naturalnym kosmetykom jest to możliwe. Bo Natura najlepiej pielęgnuje. Delikatnie i skutecznie.


Kobieca uroda niech rozkwita dzięki Marilou Bio!
Kosmetyki Marilou Bio kupicie w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


29 lipca 2012

Czarnuszka oczarowała moje włosy ... czyli o alepowym szamponie z olejem nigella

Alepia jest moją ulubioną marką naturalnych kosmetyków. Zapewnia wszystkie kosmetyki, których potrzebuję. Są wspaniałe mydła. Klasyczne i z najróżniejszymi dodatkami. Oleje, przebogate kremy, sól z Morza Martwego i błoto, nieocenione savon noir i glinka rhasoull, żele i szampony -  czegoż więcej potrzebuje kobieta, aby dbać o urodę?
Alepowe kosmetyki wielokrotnie opisywałam już na blogu.
Dzisiaj przyszedł czas na szampon Alep z Aleppo z olejem nigella.


Nie jest to mój pierwszy alepowy szampon jaki używałam. Odkąd jestem klientką Biolandera (już ponad dwa lata) dobrze poznałam kosmetyki Alepii. Być  może wiele z Was pamięta poprzednie szampony. Był jaśminowy i z różą damasceńską, z glinką rhassoul, z siedmioma olejami. Ogarnia mnie nostalgia na te wspomnienia. Po pewnej przerwie wróciły do nas alepowe szampony. W nowych, pięknych opakowaniach.  Dobre jak zawsze.


Dość wspomnień. Wróćmy do szamponu Alep z Aleppo z olejem nigella.  Skład tego szamponu jest bardzo prosty, oliwa z oliwek i olej laurowy. Można powiedzieć, że to skład klasycznego mydła. Dodano jeszcze olej z nasion czarnuszki siewnej. O czarnuszce jako roślinie leczniczej przeczytacie w poprzednim poście (klik). W tym miejscu chciałabym zatrzymać się przy właściwościach oleju z tych małych czarnych nasion.


Olej z czarnuszki siewnej to jeden z najbardziej cenionych olejów w kosmetologii. Jego chemiczna struktura jest bardzo złożona. Zawiera 15 aminokwasów, proteiny, węglowodany, do 80% niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), witaminy A, B1, B2, C i PP (niacyna), a także wiele minerałów (wapń, potas, żelazo, magnez, selen i cynk).
Najaktywniejszym składnikiem oleju z czarnego kminku jest tymochinon o właściwościach antyoksydacyjnych, przeciwzapalnych i przeciwartretycznych. Działanie przeciwzapalne wykorzystuje się w terapii łuszczycy i wyprysków, a antyoksydacyjne w kosmetykach przeciwstarzeniowych. Dowiedziono ponadto, że tymochinon jest skuteczny w leczeniu alergii.
Olej z czarnuszki działa również przeciwgrzybiczo.
Takie bogactwo aktywnych składników jest dobrodziejstwem dla włosów. Włosy osłabione i łamliwe odzyskają wigor. Zawsze miałam delikatne, słabe włosy. Ten szampon bardzo odpowiada moim włosom. Stosując go od miesiąca zauważyłam, że włosy stają się silniejsze, bardziej sprężyste. Pisząc o myciu włosów alepowymi szamponami dodać trzeba jeden ważny szczegół. Ostatnie płukanie musi zostać wykonane bardzo miekką wodą, pozbawioną wapnia. Wiadomo, że najlepsza byłaby deszczówka. Z kranów niestety nie leci deszczówka. Do ostatniego płukania warto więc użyć wody zakwaszonej sokiem z cytryny lub octem. Ja stosuję ocet jabłkowy. Jeśli o tym zapomnicie, włosy będą przypominały oblepione strąki.


Szampon Alep z Aleppo z olejem nigella to produkt ekologiczny. 99,80 % jego składu to składniki pochodzenia naturalnego; 21,20 % pochodzi z rolnictwa biologicznego. Nie zawiera SLS, parabenów, ftalanów, formaldehydu, PEG, EDTA. Produkty Alepii nie są testowane na zwierzętach.
Wiem, że nie każdemu przypadną do gustu tak proste naturalne kosmetyki. Szampon ten nie powala zapachem. Pachnie jak klasyczne mydło z Aleppo. Ja uwielbiam ten zapach, gdyż kojarzy mi się z czystością. Od dawna wiem, że kosmetyki naturalne pachną inaczej.

Wybrałam Naturę, wybrałam Alepię.
Szampony Alepia do nabycia w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


Czar czarnuszek ... czyli o czarnuszce siewnej i jej siostrze z Damaszku

Czarnuszka siewna, nazywana niekiedy czarną kolendrą lub czarnym kminkiem, pochodzi z południowo-zachodniej Azji i basenu Morza  Śródziemnego. Jest ziołem o długiej historii, dawniej bardziej rozpowszechnionym i cenionym, jako lek o szerokim zastosowaniu.
Czarnuszka siewna (Nigella sativa L.) jest niezbyt wysoką rośliną jednoroczną o rozgałęzionych łodygach  pokrytych delikatnymi, pierzastosiecznymi liśćmi. Na wierzchołkach łodyg rozkwitają białe z niebieskim żyłkowaniem kwiaty. Owocami są mieszki wypełnione licznymi, kanciastymi, prawie czarnymi nasionami. Surowcem zielarskim są właśnie te nasiona. Zawierają one olejek eteryczny, saponiny, goryczki, garbniki i olej. Czarnuszka działa rozkurczowo, rozluźnia mięśnie gładkie przewodu pokarmowego i dróg moczowych, zwiększa wydzielanie moczu. Działa także wykrztuśnie, stymulując wydzielanie śluzu w drogach oddechowych i ułatwiając ich samooczyszczanie. Jest także środkiem mlekopędnym zalecanym kobietom karmiącym.
W Europie Południowej, Azji Mniejszej, Maroku oraz Indiach nasiona czarnuszki są wysoko cenioną przyprawą. Mają ostry, korzenny smak i specyficzny zapach. Używa się ich tam do posypywania pieczywa. Bywają stosowane jako namiastka pieprzu.

Zbliżone właściwości ma pokrewny gatunek – czarnuszka damasceńska (Nigella damascena L.).


Jest ona w porównaniu z czarnuszką siewną rośliną nieco wyższą. Ma przy tym bardzo dekoracyjne błękitne kwiaty. Jej nasiona po roztarciu pachną landrynkami. Czarnuszka znalazła także swoje zastosowanie w kosmetologii. A tymczasem na poniższych fotografiach podziwiajmy uroczą czarnuszkę damasceńską rosnącą w moim ogrodzie. Uwielbiam te błękitne kwiatki.





Torebki nasienne, a w nich czarne nasiona ...



22 lipca 2012

Tradycja i prostota ... czyli o mydle marsylskim

Mydło marsylskie (savon de Marseille) nie raz gościło już na moim blogu. W kilku słowach przypomnę jego historię.
To mydło potasowe po raz pierwszy wyprodukowano w XVI wieku w Marsylii. Stąd wzięła się jego nazwa. Nie jest ona nazwą regionalną. Dotyczy metody wytwarzania i składu mydła.



Mydło marsylskie powinno składać się w 72 % z tłuszczu roślinnego. Receptura nie wskazuje jaki ma to być tłuszcz roślinny. Często wykorzystuje się tani olej palmowy. Tradycja Prowansji nakazuje jednak, aby mydło prowansalskie wytwarzane było z oliwy z oliwek. Mydło prowansalskie nie zawiera sztucznych barwników, ani substancji zapachowych.


To proste mydło ma wiele zalet:
  • nawilża i natłuszcza przesuszoną skórę tworząc na niej higroskopijny film,
  • oczyszcza i nadaje skórze aksamitną gładkość,
  • sprawdza się w higienie całego ciała,
  • niezastąpione w higienie intymnej,
  • ma właściwości regenerujące skórę.
  •  

Mydło to jest odpowiednie dla każdego rodzaju skóry.

Mydło, które dzisiaj Wam prezentuję ma przewleczony mocny sznurek. Z łatwością można go zawiesić w łazience. Duży kawałek waży 350 g.


Jasny kawałek wyprodukowany jest w oparciu o olej palmowy i olej kokosowy.



Ciemnozielony kawałek to klasyk zawierający oliwę z oliwek.



Mydło marsylskie wykorzystać można na wiele sposobów, do mycia, prania, dekoracji łazienki. U mnie jedno zdobi łazienkę, a drugie zawiesiłam w garderobie.



Cenię mydło marsylskie za jego prostotę.

Mydło marsylskie do nabycia w Biolanderze
 oraz w sklepie Mydło Marsylskie.
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!





20 lipca 2012

Znikaj plamo ... czyli o marsylskim mydle odplamiającym

Należę do tych osób, które w kolekcji różnych środków piorących muszą mieć odplamiacz. Wszelkie plamy po prostu lgną do mnie niczym pszczoły do miodu. O łagodny, ekooplamiacz wcale nie jest łatwo. Za nic w świecie nie użyłabym chemicznego odplamiacza. Nie znoszę zapachu chloru, nie mówiąc już o jego niszczących właściwościach. Niszczy wszystko, kolory i włókna. W takiej sytuacji wybrałabym plamy. Plam na obrusach, ścierkach i ubraniach także nie lubię.
Sięgnęłam więć po Mydło marsylskie odplamiające z glinką z Sommières.



„Prosty kawałek mydła z tekturową opaską niewiele zdziała” – tak sobie pomyślałam.

Trudno było uwierzyć w następującą rekomendację:
„Mydło Marsylskie z pomarańczowym olejkiem eterycznym i ziemią Sommières, usuwa wszelkiego rodzaju plamy, ze wszystkich wyrobów włókienniczych oraz skóry, nie niszcząc kolorów. Mydło usuwa nawet trudne plamy: z tłuszczu, owoców, wina, kawy, herbaty, szminki, tuszu, smaru, trawy. Nie niszczy włókien ani kolorów. Idealnie nadaje się do prania kołnierzy i mankietów koszul, obrusów, serwetek, ściereczek. Odpowiednie dla delikatnych tkanin.”

Zaczęłam wielkie odplamianie. Na pierwszy ogień poszedł lniany obrus z plamami po sosie pomidorowym i bawełniane bluzki ze śladami trawy i liści pomidorów. Zmoczyłam mydełko, potarłam plamy, zostawiłam na trzy godziny. Po potarciu moje plamy zaczęły nabierać żywych intensywnych kolorów. Tak jakby się utrwalały. Pomyślałam, że takie już zostaną. Po tym czasie wrzuciłam wszystko do pralki i wyprałam tak jak zwykle (w czym piorę to tym już niedługo). Pranie zostało rozwieszone i zapomniałam o plamach. I tak już zostało. Zapomniałam o plamach, bo ... już ich nie ma. 



Mankiety i kołnierzyki białych koszul pokochały także to mydełko. Czasami płyny i proszki ich nie dopierały. Teraz nie mam już tego problemu. Wypróbowałam także to mydełko na odbarwionych poprzez skórzane pantofle rajstopach. Przypuszczam, że doskonale wiecie jak potrafią nawet najlepsze skórzane buty zafarbować rajstopy, zwłaszcza jeśli trzeba mieć je na stopach przez cały długi dzień. Wystarczy potrzeć zafarbowane rajstopy, zostawić na kilkanaście minut i  potem wyprać.

Mydło odplamiające to skromnie wyglądający produkt. Siłę ma jednak wielką. Delikatnie pachnie pomarańczami. Nigdy wcześniej nie stosowałam odplamiającego mydła. Teraz już wiem, że zawsze u mnie będzie.
I jeszcze wzmianka o Sommières. To mała miejscowość malowniczo położona nad rzeką Vidourle, w połowie drogi miedzy Nîmes i Montpellier. Jego historia sięga czasów rzymskich. Mam nadzieję, że kiedyś tam zawitam.


Mydło marsylskie odplamiające z glinką z Sommières
kupicie w Biolanderze
z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


15 lipca 2012

Domowa rzeczywistość ... czyli o myciu naczyń

Szarą domową rzeczywistością jest niewątpliwie mycie naczyń. Nie powiem, abym za tą domową czynnością przepadała. Ale cóż robić? Nie mam zmywarki i naczynia myję ręcznie. Staram się żyć zdrowo, w zgodzie z naturą.
Z tej przyczyny używam także ekologicznych środków czystości.
Dzisiaj chcę Wam przedstawić Płyn do mycia naczyń L'Artisan Savonnier.


Jego formuła oparta jest wyłącznie składnikach pochodzenia roślinnego. Środki powierzchniowo czynne zawarte w nim są wytworzone  na bazie olejów roślinnych i cukru.
Płyn nie zawiera sztucznych barwników, produktów petrochemicznych, syntetycznych substancji zapachowych. Jego przyjemny zapach zawdzięczamy olejkom eterycznym jakie zawiera. Pachnie bardzo delikatnie. Jakiego użyto olejku tego nie wiem. To tajemnica producenta. Po zapachu sądzę, że to trawa cytrynowa i coś jeszcze.



Płyn jest bardzo wydajny. Jego skoncentrowana formuła pozwała na użycie tylko kilku kropel. Dobrze myje naczynia. Odtłuszcza znakomicie. W składzie płynu mamy także sól. To jej zawdzięczamy, to że pozostawione bez wytarcia naczynia nie mają zacieków. Nie wyobrażam sobie, abym mogła myć naczynia jakimś chemicznym płynem. Nasze naczynia stykają się z żywością. Nie chcę jeść chemii! Płyn ten ma jeszcze jedną zaletę. Jest wyjątkowo łagodny dla skóry rąk.
Nie bez przyczyny jest to produkt z certyfikatem Ecocert.



Organiczny płyn do naczyń kupicie w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!
Warto stosować ekologiczne środki czystości,
chodzi przecież o nasze zdrowie.


12 lipca 2012

Lato pachnie lawendą ... czyli o mydle lawendowym

Mydła marsylskie oferują niebywałe bogactwo zapachów i barw.
Mnie mydło marsylskie kojarzy się z Prowansją i lawendą. Bardzo lubię lawendę. Z przyjemnością więc sięgnęłam po naturalne perfumowane mydło lawendowe z La Maison du Savon de Marseille.


Lawenda przywodzi na myśl różne skojarzenia – spokój, błogie lenistwo, ciepło, wolno płynący czas. Wielu osobom zapach lawendy nieprzyjemnie kojarzy się z babciną szafą.
Nic bardziej błędnego. Mydło to urzeka pięknym delikatnym zapachem lawendy.


Używa się tego mydła bardzo przyjemnie. Dzięki zawartości oleju arganowego i masła karite mydło to pomaga nawilżyć skórę. Doskonale sprawdza się w higienie całego ciała.
Cóż więcej oczekiwać od prostego naturalnego mydła?

Opakowanie mydła również jest bardzo proste. To tylko tekturowa opaska z logo firmy, nazwą mydła oraz składem. W zupełności wystarczy. Prostota i naturalna łagodna pielęgnacja. To jest najważniejsze.
Sami oceńcie detale na poniższych zdjęciach.



Ogromny wybór pachnących marsylskich mydeł 
znajdziecie w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!
Jest jeszcze jedno miejsce gdzie możecie kupić te wspaniałe mydła.
To sklep Mydło Marsylskie. Zakochacie się w tych mydłach!

8 lipca 2012

W pewnym ogrodzie w Prowansji ... czyli o żelu pachnącym lawendą

Prowansalskie pola i ogrody pachną lawendą. Delikatne kwiaty dzięki wysokiej temperaturze powietrza wydzielają piękną woń. Aromat ten koi i uspokaja. Odnoszę wrażenie, że dni przepojone zapachem lawendy płyną wolniej, spokojniej. Beztrosko. Każdego lata staram się do własnego domu przenieść odrobinę tej sielskiej atmosfery. Zbieram lawendę, układam małe bukieciki. Zdobię nimi dom. Nawet bieżnik na stole na motyw lawendy. W moim ogrodzie oczywiście nie mogło jej zabraknąć !


Kwiaty lawendy dzięki wysokiej zawartości olejku lotnego uspakajają i odprężają układ nerwowy, a zarazem ułatwiają skupienie. Uśmierzają bóle głowy, wyciszają stany stresowe i łagodnie obniżają ciśnienie krwi. Lubię te małe niebieskie kwiatki za to kojące działanie.
Nie powinno więc dziwić, że w kosmetyki, które wybieram latem także przepojone są zapachem lawendy. Lubię hydrolat lawendowy, mydła lawendowe oraz żele pod prysznic z dodatkiem olejku lawendowego.

Lawendową nutę odnalazłam w szamponie-żelu pod prysznic Naturado Essential.


Żel ten pięknie pachnie. Jego zapach to połączenie kojącej lawendy i świeżej cytrynowej werbeny. Używam go z wielką przyjemnością. W połączeniu z wodą daje delikatną pianę. Z powodzeniem tego żelu można użyć do mycia w włosów. Cóż więcej mogę napisać o tym żelu? Bardzo go lubię i tyle. Na uwagę z pewnością zasługuję naturalny skład. 99,20 % wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego, 11,10 % pochodzi z rolnictwa biologicznego. Werbena cytrynowa, czarna porzeczka i lawenda to bogactwo lata. Korzystajmy z niego.

Żele Naturado Essential do nabycia w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


4 lipca 2012

Dlaczego warto polubić sól ... czyli o soli peelingującej z Morza Martwego

Nie jest łatwo pisać o soli. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w codziennej diecie nie może być jej zbyt wiele. A jakie walory ma sól w pielęgnacji ciała?

Sole odżywiają, dotleniają i wygładzają skórę, pobudzają krążenie w komórkach, likwidują drobne wypryski. Pod koniec XIX wieku francuski biolog René Quinton zbadał, że sól morska zawiera aż 104 mikroelementy i minerały identyczne z tymi, które znajdują się w plazmie krwi. Po latach udowodniono, że sól morska ma zdolność przenikania przez skórę.




Byle z umiarem
  • Sól ma działanie wysuszające, dlatego nie należy z nią przesadzać. Osoby o skórze suchej i wrażliwej nie powinny korzystać ze słonych kąpieli zbyt często, maksimum dwa razy w miesiącu.
  • Warto podczas kąpieli mieć ze sobą termometr. Cząsteczki soli morskiej tym głębiej wnikają w naskórek, im silniejsze jest ich stężenie i wyższa temperatura wody.
  • Po kąpieli w soli nie wycieraj ciała, by przedłużyć jej dobroczynne działanie.
  • Nacieranie ciała rękawicą frotté oblepioną zwykłą solą kuchenną pobudza krążenie krwi, wygładza i pojędrnia skórę, działa antycellulitowo, pomaga złagodzić malutkie czerwone wypryski na ciele zwane okołomieszkowym zapaleniem skóry.
  •  

Sól morską wyróżnia wyjątkowe bogactwo minerałów. Użyta do kąpieli, peelingu albo okładów, potrafi nawilżyć, oczyścić i wygładzić skórę.
Zawiera wszystkie ważne dla skóry makro- i mikroelementy, np. krzem, magnez, potas, sód, glin. Po dodaniu soli do kąpieli lub nałożeniu na ciało w postaci peelingu składniki te bez problemu przenikają z niej w głąb naskórka. Pobudzają one skórę do odnowy, wzmacniają ją, ułatwiają pozbywanie się toksyn oraz poprawiają krążenie. Sól morska, ma również właściwości gojące i lecznicze.
Solny peeling ciała raz w tygodniu przywróci zszarzałej, matowej skórze ładny, zdrowy koloryt i blask.


Ja używam soli peelingującej z Morza Martwego. Białe kryształki są wyjątkowo delikatne. Najcześciej sól nakładam na kessę i nacieram całe ciało. Czasami sól mieszam z olejkiem jaśminowym Feniqii. Wtedy mam pięknie pachnący solny peeling. Moja skóra go uwielbia!


Skarby Morza Martwego do nabycia w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


1 lipca 2012

To co dobre kończy się .... czyli „Projekt denko naturalnych kosmetyków” według Bianki - odsłona czerwcowa

„Projekt denko” realizuję konsekwentnie. Na jednym z blogów przeczytałam, że za dwa zużyte kosmetyki powinno kupić się jeden. Taka dyscyplina zdecydowanie jest mi potrzebna. Poprzedni miesiąc był u mnie szczególnie owocny jeśli chodzi o ilość zużytych do końca kosmetyków. W czerwcu trzeba było więc otworzyć wiele nowych opakowań. Za to w niewielu opakowaniach ujrzałam denko.



Z mojej łazienki zniknęło mydło Asinerie de Pierretoun Dzika róża. Wyjątkowo delikatne mydełko. To za sprawą oślego mleka. Uwielbiam różane mydełka. Z tego powodu tak często po nie sięgam.

Żal, że skończyło się Savon noir w płynie o zapachu ambry. Jeśli nie przepadacie za klasycznym czarnym mydłem to ten kosmetyk od Charme d'Orient przypadnie Wam do gustu. Delikatna bursztynowa galaretka o ciepłym zapachu czyni skórę wyjątkowo gładką i miękką.

Do ciała nie używam balsamów. Wolę olejki lub masło karite. Preferuję także ciepłe orientalne zapachy. Nie mogło więc zabraknąć w mojej łazience olejku do masażu bio o zapachu ambry.
Kosmetyki Charme d'Orient długo mi towarzyszyły, całą zimę i wiosnę. Długo. A to dlatego, że są wydajne.

Długo towarzyszył mi także hydrolat werbenowy. Kupiłam go zimą. I wtedy się nie sprawdzał. Cieplejsza pora roku sprawiła, że cera znowu przetłuszcza się. Hydrolat wrócił do łask. Z lubością sięgnęłam już po drugą butelkę.

Cztery „wykończone” kosmetyki to niezbyt dużo. Ich koszt to 243 zł (bez rabatu). Nie jest źle. Hydrolat wystarcza średnio 6 tygodni, mydło znika szybko a perełki od Charme d'Orient królowały w łazience pół roku.

Z opisanych kosmetyków zrecenzowałam wszystkie dlatego w tym poście nie rozpisuję się na ich temat. Jeśli któryś z nich zainteresował Was wróćcie do rezeznji. Ja po wszystkie dziś przedstawione z pewnością jeszcze sięgnę nie jeden raz.


Zrecenzowałam:

Mydło Asinerie de Pierretoun Dzika róża (kilk)
Hydrolat werbenowy Argile Provence (klik)
Charme d'Orient Savon Noir w płynie o zapachu ambry (klik)
Charme d'Orient Olej do masażu o zapachu ambry (klik)


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...