30 stycznia 2012

Ałun - naturalny dezodorant

Ałun jest minerałem, siarczanem potasowo-glinowym występującym naturalnie w przyrodzie. Inną nazwą tego minerału jest kalinit. Ałun powstaje w wyniku procesów powulkanicznych. Stanowi produkt wtórnych przeobrażeń skał bogatych w skalenie alkaliczne. Spotykany jest w postaci żył wśród skał łupkowych.
Minerał ten jest kruchy, przeświecający, szklisty, o barwie białej, szarej lub żółtawej. Dobrze rozpuszcza się w wodzie.

Występuje we Włoszech, USA, Australii, Azerbejdżanie (słynne ziemie ałunowe), Hiszpanii, Grecji, Francji, Syrii. Tyle geologiczno-geograficznych informacji o ałunie.
Zastosowanie w kosmetyce ałunu znane jest od starożytności. Pierwsze wzmianki o zastosowaniu ałunu jako środka neutralizującego zapach potu pochodzę ze starożytnych Chin i Egiptu.
Ałun nie zapobiega poceniu, nie blokuje gruczołów potowych. Nie działa tak jak antyperspirant czy bloker. Ałun ma takie właściwości, że użyty na skórę uniemożliwia rozwój bakterii rozkładających pot. Ałun nie jest tak skuteczny jak antyperspiranty czy blokery. Działa zupełnie inaczej. Pozwala skórze oddychać, nie blokując jej naturalnych, fizjologicznych procesów. Przy dłuższym stosowaniu zmienia zapach potu.
Używam ałunu już od kilku lat. Początki były trudne. Ałun przed aplikacją należy zwilżyć zimną wodą. Używa się go tak jak każdego innego sztyftu. Nie tworzy żadnego żelu. Tak naprawdę nie czuje się tego, że użyło się dezodorantu. Po zastosowaniu należy pozostawić ałun do wyschnięcia.
Ałun nie plami ubrań, nie pozostawia żółtych plam na białych bluzkach, ani białych śladów na czarnych ubraniach. Jest bezwonny. Opakowanie 60 g wystarczy na około jednego roku codziennego stosowania. Ałun jest więc bardzo wydajnym i ekonomicznym dezodorantem. I co najważniejsze naturalnym! Przestały dla mnie istnieć chemiczne dezodoranty. Wystarczy ałun.
Do ałunowego tematu jeszcze wrócę, gdyż jego kosmetyczne i zdrowotne działania i możliwości wykorzystania są dużo szersze.
Może zdarzyć się tak, że ałun spadnie nam na podłogę i potłucze się. Nie wyrzucajmy go. Jak wykorzystać pokruszony ałun napiszę wkrótce.
Ałun kupuję w Biolanderze
Zapraszam na zakupy
Z moim kodem rabatowym ep-0882 - 5 % taniej!


29 stycznia 2012

Czy musimy bać się dezodorantów?

Kilka dni temu na wielu portalach internetowych znowu było można przeczytać o tym, że używanie dezodorantów zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi.
Codziennie z ekranu telewizora bombardują nas reklamy kolejnego super dezodorantu, który koniecznie każda z nas musi mieć, aby zachować świeżość przez 48 godzin. Muszę przyznać, że zastanawiam się skąd u reklamodawców bierze się ta nachalna sugestia, że muszę zachować świeżość przez 48 godzin. Czy kryje się za tym jakieś ostrzeżenie przed ograniczeniem dostępu do wody i mydła na dwie doby? Atakują nas także reklamy suplementów diety. Łykniesz kapsułkę i przestaniesz się pocić. Trudno oprzeć się tym sugestiom. Tylko dlaczego mam przestać się pocić ?
Pocenie się nie jest niczym złym. Jest to normalny, fizjologiczny stan, mechanizm termoregulacji organizmu, w który wyposażyła nas Natura. Od wielu lat producenci dezodorantów, antyperspirantów i blokerów próbują wmówić nam zupełnie coś innego. Pocisz się, więc jesteś gorszy.
A tak naprawdę to potrzebujemy pocić się, tak jak potrzebujemy oddychać, jeść, pić czy spać.
Nasza skóra, gdyż to jej dotyczy mechanizm pocenia się, pełni kilka ważnych funkcji. Jedną z nich jest funkcja oczyszczająca. Skórę, że względu na jej zdolność oczyszczania organizmu, uznano za „trzecią nerkę”. Medycyna konwencjonalna sprowadza funkcję oczyszczającą skóry tylko do wydzielania potu. Lekarze medycyny naturalnej rozszerzają termin oczyszczania, aby wyjaśnić pochodzenie rozmaitych stanów zapalnych naskórka i wysypek.
Pocenie to jeden z mechanizmów oczyszczania organizmu. Stwierdzono, że skład ludzkiego potu jest zbliżony do składu moczu. Oprócz funkcji regulowania ciepłoty ciała, wydzielanie potu można uznać za dodatkowy mechanizm pozbywania się zbędnych produktów przemiany materii. Nie sięgajmy więc po suplementy diety blokujące ten naturalny mechanizm oczyszczania naszego organizmu.
Wracając do dezodorantów, antyperspirantów i blokerów musimy zastanowić się dlaczego pojawiły się informacje o ich szkodliwości i przyczynianiu się do zachorowań na raka piersi.

Przyczynę tego upatruje się między innymi w oddziaływaniu parabenów (konserwantów). Znajdziemy je nie tylko w dezodorantach. Są w większości kosmetyków. Znajdują się także w żywności, farmaceutykach.
Już w roku 2002 uczeni z University of Reading dowiedli, że parabeny mogą przyczyniać się do powstawania raka piersi. Dwa lata później, dr Darbre po raz pierwszy wykazała obecność parabenów pobranych ze złośliwych guzów piersi od 20 pacjentek. Późniejsze badania wykazały, że parabeny wchłaniają się przez skórę i po godzinie od aplikacji można je wykryć we krwi. Naukowcy podejrzewają, że stosowanie antyperspirantów aplikowanych w okolicy pachowej może mieć związek z zachorowaniem na raka piersi. Za hipotezą tą przemawiał chociażby fakt, że większość nowotworów piersi była zlokalizowana w górnej ćwiartce gruczołu sutkowego najbliżej pachy. Parabeny działają w sposób naśladujący estrogeny. Wiele innych składników kosmetyków naśladuje także działanie tych hormonów. Wymienić należy przeciwbakteryjny związek o nazwie triclosan stosowany jako konserwant, sole aluminium w antyperspirantach, związki zapachowe w perfumach.
Naukowcy nie obarczają tylko parabenów za przyczynianie się do zachorowań na raka piersi. Uważają, że parabeny są tylko jednym z czynników odgrywającym rolę w większej całości.
Ja tymczasem wolę dmuchać na zimne. Przypuszczam, że każda z nas zna w swoim środowisku jakąś kobietę, która zachorowała na nowotwór piersi. Może to matka, siostra, przyjaciółka lub koleżanka z pracy? Czasami jest to walka wygrana, a czasami ....
Dbajmy o nasze zdrowie świadomie rezygnując ze szkodliwej chemii w kosmetykach. Zapytacie pewnie czy Natura dała nam jakiś sposób, aby radzić sobie z poceniem. Oczywiście, że tak! Matka Natura i tym razem daje rozwiązanie. Przeczytacie o nim w następnym poście.

28 stycznia 2012

Delikatne i suche włosy polubią czerwoną glinkę ...

Odkrywam bogactwo, które daje Matka Natura w postaci glinek. Glinkowe maseczki są znane, aczkolwiek uważam, że nie doceniamy ich wartości w dbaniu o urodę. A szampon z glinką ? Znacie jakiś? Szampony wykorzystujące myjące właściwości glinek nie są popularne. Na polskim rynku znam tylko dwie marki, które oferują szampony z glinką, obie francuskie. Chciałabym przedstawić Wam szampon z czerwoną glinką francuskiej firmy Laboessential.



Szampon z czerwoną glinką jest przeznaczony do włosów suchych. Nie mam klasycznych suchych włosów. Przesuszone są tylko końcówki włosów. Wybierając ten szampon myślałam o odżywczych właściwościach oleju arganowego i oleju z dzikiej róży niż o glince. Czerwona glinka stanowi bazę tego szamponu. Szampon z cząsteczkami glinki wykazuje naturalne właściwości detergentu. Nie lubię słowa detergent, bo bardzo źle się kojarzy. Może powinnam napisać, że glinka ma właściwości myjące? Glinka w połączeniu z wodą powoduje zmianę napięcia powierzchniowego. Tym samym sprawia, że zanieczyszczenia nagromadzone na włosach wraz z wodą zostają usunięte.
Glinka czerwona jest bogata w krzem, aluminium, żelazo, potas, magnez, wapń i mangan.

Samą glinką i wodą ciężko byłoby umyć włosy. W szamponie tym dlatego znajdują się łagodnie myjące środki pochodzenia roślinnego (Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate ). Jak już wspomniałam dla nawilżenia i odżywienia suchych włosów dodano oleju arganowego i oleju z dzikiej róży. Regenerujące właściwości tego szamponu uzyskano także dzięki wodzie lawendowej. Szampon ten bogaty jest w olejki eteryczne. Wymienić należy olejek cedrowy, szałwiowy, ylangowy oraz geraniowy. Zatrzymam się przy olejkach eterycznych z tego szamponu. Olejkom ylangowemu i geraniowemu poświęciłam całe posty. Dla przypomnienia wspomnę tylko, że olejek ylangowy stosowany na skórę zmniejsza przetłuszczanie skóry i wypadanie włosów. Antyseptyczne właściwości olejku geraniowego wykorzystuje się w leczeniu skóry dotkniętej łupieżem. Jako ciekawostkę muszę dodać, że olejek geraniowy stosowany jest w zwalczaniu wszy. Podobne działanie ma także olejek szałwii lekarskiej.
W walce z suchą skórą, łamliwymi paznokciami i włosami, wypadaniem włosów wykorzystywane jest olejek cedrowy (Cendrus atlantica). Istnieje wiele odmian drzewa cedrowego. Najsłynniejsze są cedry z gór Atlasu, z Libanu i Himalajów. Najcenniejszy olejek cedrowy pochodzi z marokańskich cedrów. Charakteryzuje się balsamicznym, drzewnym zapachem. Współczesna medycyna ludowa wykorzystuje olejek cedrowy do leczenia wszelkich chorób skórnych.
Efektem stosowanie szamponu z czerwoną glinką są puszyste dobrze układające się włosy. Moje suche końcówki włosów są odpowiednio nawilżone. Cebulki włosów skorzystały z minerałów zawartych w glince oraz z dobrodziejstw olejków eterycznych.
Stosując ten szampon ważne jest, aby chodź na kilka minut pozostawić go na włosach, po to, aby włosy mogły wykorzystać bogactwo składników w nim zawartych.
I jeszcze jedna ważna rzecz. Szampon ma zapach glinki. Olejki eteryczne odrobinę go perfumują. Szampon dobrze rozprowadza się na włosach. Nie wytwarza nadmiernej ilości piany. Ma barwę terakoty. Moich naturalnych blond włosów zawarta w szamponie glinka nie przyciemniła. Bez obaw mogą więc ten szampon stosować blondynki.




Delikatnym i suchym włosom polecam
szampon z czerwoną glinką

Zapraszam na zakupy do Biolandera!

Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


27 stycznia 2012

Niezastąpiony duet: savon noir i kessa

Jestem wielką miłośniczką rytuału hammam. Niejednokrotnie pisałam już na ten temat. W domowej łazience trudno odtworzyć atmosferę panującą w tradycyjnych, orientalnych łaźniach. Nie oznacza to jednak, że mamy rezygnować z pielęgnacji ciała, tak jak robią to kobiety Orientu. Wybór kosmetyków jest duży. Potrzebujemy savon noir, glinkę rhassoul, olej arganowy i kessę.


Chciałabym kilka słów poświęcić kessie. Jest to tradycyjna rękawica używana przez kobiety Orientu w hammamie. Kessa jest tak niepozorna, że często zostaje pomijana w opowieściach o orientalnej pielęgnacji ciała. Jest i tyle. Ten kawałek materiału w połączeniu z savon noir czyni ze skórą cuda. Przed przystąpieniem do masażu słynną rękawicą kessa najpierw należy rozgrzać ciało w ciepłej kąpieli, aby skóra zmiękła i otworzyły się pory. Następnie należy zaaplikować savon noir. Dobre czarne mydło nie pieni. W połączeniu z wodą powstaje delikatna emulsja. Pozwólmy przez kilka minut czerpać skórze z bogactwa oliwek. Delikatnie spłukując ciało przystępujemu do masażu rękawicą kessa. Proponuję dość zdecydowanie kulistymi ruchami trzeć ciało. Taki masaż usuwa martwy naskórek, pobudza krążenie krwi i limfy. Aby wzmocnić peeling kessę zalecam pokryć glinką rhassoul. Na koniec trzeba spłukać ciało letnią wodą.
Takie oczyszczanie to najlepszy sposób, aby pozbyć się szorstkiej skóry i złego naskórka. Idealna terapia antycellulitowa! Z czasem zabieg z użyciem kessy uwalnia skórę od nierówności i pobudza krążenie. Przy pomocy masażu osiąga się szybkie działanie oczyszczające. Po zabiegu skóra jest zdecydowanie bardziej gładka i miła w dotyku.


To nie koniec naszej kąpieli. Teraz po peelingu trzeba umyć ciało alepowym mydłem. Peeling i mycie już mamy za sobą. Przyszedł czas na namaszczenie ciała tradycyjnym olejem arganowym.
Efekt oszałamiający! Skóra jest dokładnie oczyszczona z toksyn i martwych komórek. Promienieje zdrowiem. Jest odmłodzona i odżywiona.
Czarne mydło i ten niepozorny kawałek materiału zastąpią każdy peeling.
Wybrałam rękawicę kessa firmy Alepia. Jest ona wykonana w dobrej gatunkowo wiskozy. Nie jest to moja pierwsza kessa. Rękawica kessa był to mój jeden z pierwszych zakupów w Biolanderze dwa lata temu. Dzisiaj przyszedł czas na nową. Mnie bardzo relaksuje pielęgnacja ciała na wzór hammamu. Poświęcam na ten orientalny rytuał 1,5 godziny tygodniowo. To nie dużo w naszym zabieganym świecie, na to, aby cieszyć się zdrową i jedwabistą skórą.

Savon noir, kessa, rhassoul i olej arganowy  
 wystarczą dla pięknej skóry!
Wszystkie te produkty do nabycia w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 - 5 % taniej!


24 stycznia 2012

Czar różanego ogrodu ...

Róże mają dłuższą historię niż jakakolwiek uprawna roślina. Helleńska poetka Safona, około 400 lat przed narodzeniem Chrystusa, nazwała różę królową kwiatów Ziemi i dumą roślin. I tak zostało po dziś dzień. Mówiąc o królowej kwiatów mówimy o róży.


Dzikie róże nie służą tylko do podziwiania i upajania się ich niezwykłym zapachem kwiatów. Z płatków róż i ich owoców można czerpać wiele korzyści dla zdrowia i urody.
Róże od wieków były cenione. Był czas, że wartość olejku różanego przeliczano wprost na złoto. Genialny lekarz, botanik i filozof Avicenna, o którym wspominałam już niejednokrotnie, traktował płatki róż jako niesłychanie wartościowe lekarstwo. Jemu także zawdzięczamy destylację olejku różanego na potrzeby medycyny i kosmetyki.

Z olejkiem różanym związana jest także stara legenda. Otóż, pewnego razu, po uroczystości zaślubin księżniczka perska płynęła łodzią przez jezioro usłane na jej cześć różanymi płatkami. Dzień był wyjątkowo upalny. W pewnej chwili księżniczka zanurzyła w wodzie dłoń, która niespodziewanie pokryła się żółtawą cieczą o urzekającej woni. Był to właśnie olejek różany.

Jestem wielką miłośniczką róż. W każdej postaci. Tych rosnących w ogrodzie, znajdujących swoje miejsce w kulinarnych przetworach i tych wykorzystywanych w kosmetykach.


Nie mogę oprzeć się różanym mydełkom. Jednym z lepszych jakie używałam jest mydło Rosalia firmy Argile Provence.

Mydło to wytworzono na bazie oleju palmowego. Aby nawilżało i czyniło skórę delikatną wzbogacono je w masło karite pozyskane w Burkina Faso. O szczególnej wartości pielęgnacyjnej tego mydła decyduje olej z róży piżmowej. Wyciskany jest on na zimno z nasion róży rdzawej "Rosa aff. rubiginosa L". Róża ta zaliczana jest do grupy róż dzikich. Występuje pospolicie prawie w całej Europie, także na terenie Polski. Najcenniejszy olej pozyskuje się jednak z róży rdzawej uprawianej w chłodnym i wilgotnym klimacie południowo-centalnego Chile. W chilijskim oleju różanym odkryto unikalną kombinację witaminy A w postaci kwasu trans-retinowego i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Przez mieszkańców Andów róża rdzawa nazywana jest Rosa Moschata lub Rosa Mosqueta. Rdzenne mieszkanki Chile od wieków olej różany stosują w pielęgnacji skóry i włosów.
Olej z róży piżmowej posiada unikalne właściwości: redukuje istniejące i hamuje powstawanie nowych zmarszczek, poprawia elastyczność skóry, tonizuje jej odcień i znacząco spowalnia proces starzenia. Ponadto działa delikatnie ściągająco i redukuje wielkość porów. Cechy oleju z róży rdzawej potwierdzono na Uniwersytecie w Santiago w Chile.

Wracając do mydełka muszę powiedzieć, że jest ono wyjątkowo przyjemne w używaniu.
W połączeniu z wodą tworzy delikatną emulsję o miłym kwiatowo-różanym zapachu. Nadaje się do mycia całego ciała. O tym, że nie wysusza skóry nie muszę nawet wspominać. Pozostawia skórę delikatną, miękką i pachnącą dzikimi różami.
Królowa kwiatów pozostaje nader skromna. Odnoszę wrażenie, że to mydło ginie gdzieś w przebogatej ofercie najróżniejszych mydeł w Biolanderze. A szkoda!
Warto dodać, że 99,93 % wszystkich składników tego mydła jest pochodzenia naturalnego. 88,58 % składników pozyskano z rolnictwa biologicznego. Certyfikaty Ecocert i Bio Cosmetique są w pełni uzasadnione i zasłużone.

Różane mydełko sprawia, że chodź przez chwilę czuję się
perską księżniczką.
Poznajcie różane mydełko firmy Argile Provence na własnej skórze!
Zapraszam na zakupy do Biolandera!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


20 stycznia 2012

Z tęsknoty za rajem ...

Nie dziwię się Paul'owi Gauguin, że pragnąc uciec od „chorej cywilizacji” opuścił Francję i udał się na Tahiti. Na polinezyjskich wyspach odnalazł raj – czystą, nieskażoną naturę. Nowymi muzami artysty stały się Tahitanki, ucieleśniające jego ideał kobiecej urody: zagadkowe i zmysłowe. Kobiety na płótnach malarza często mają przyozdobione włosy białymi kwiatami gardenii.


Kwiat gardenii tahitańskiej zwany jest także tiare. Gardenia to królowa kwiatów wysp Polinezji, charakterystyczna głównie dla Tahiti. Śnieżnobiałe, woskowe kwiaty gardenii posiadają intensywną, egzotyczną, upajająco słodką woń. Tahiti przesiąknięte jest aromatem gardenii. W tradycji polinezyjskich wysp kwiat ten powiązany jest z miłością i uwodzeniem. Noszenie go za prawym uchem przez kobietę oznacza, że szuka ona partnera, za lewym – że jest mężatką.

Kwiaty gardenii znalazły swoje miejsce także w medycynie jako środek pielęgnacyjny i leczący. Polinezyjska farmakopea wymienia kwiaty tiare jako środek łagodzący migreny, bóle uszu, leczący jęczmień oka. Mają działać także regenerująco na uszkodzenia i podrażnienia skóry. Współcześnie prowadzone badania kwiatów gardenii tahitańskiej potwierdziły obecność w ekstrakcie substancji aktywnych o działaniu przeciwzapalnym, gojącym, przeciwbólowym i łagodzącym. Składniki aktywne oraz zapachowe kwiatów tiare uzyskuje się metodą „enfleurage”. Polega ona na maceracji kwiatów w oleju przez określony czas. Z Polinezją i kwiatami tiare nieodłącznie kojarzy się olej monoi.

Tym razem nie tradycyjny olej z polinezyjskich wysp zachwycił mnie zapachem gardenii. Sprawcą mego zachwytu jest bowiem  masło karite z dodatkiem oleju arganowego o zapachu tiare oferowane przez La Maison du Savon de Marseille.

Masło karite jest powszechnie znane i stosowane, gdyż stanowi panaceum na wszelkie skórne dolegliwości.
Uzyskuje się je z orzechów drzewa o nazwie masłosz parka występującego w centralnej i zachodniej Afryce.
Nadzwyczajne działanie pielęgnacyjne masło karite (shea) zawdzięcza największej ze wszystkich tłuszczy roślinnych zawartości witamin, allantoiny i trójglicerydów. Masło karite działa nawilżająco i natłuszczająco. Dzięki niemu skóra jest gładka i miękka. Opóźnia starzenie się skóry. Chroni przed wysuszeniem, wiatrem i promieniami słonecznymi. Jest naturalnym filtrem o faktorze 3-4. Allantoina zawarta w maśle karite przyspiesza gojenie się ran, podrażnień i stanów zapalnych skóry. Nadaje skórze delikatny, zdrowy wygląd. Działa korzystnie na każdą skórę.

Czyste masło karite jest prawie bez zapachu. Często wydaje się zbyt twarde. Przez aplikacją na skórę trzeba je ogrzać w dłoniach. Aby zmiękczyć masło karite często dodaje się do niego oleje. Do tego dodano oleju arganowego. Nawilża on i ujędrnia skórę, działa rewitalizująco, przeciwdziała procesom strarzenia skóry. Poprawia elestyczność i jędrność. Dzięki obecności witaminy E, doskonale chroni komórki ciała przed niszczącym działaniem wolnych rodników. Olej arganowy dodany do tego masła pochodzi z upraw biologicznych. Zapach tiare uczynił z tego masła karite wyjątkowo pachnący klejnot.

Bywa, że masło karite krystalizuje się tworząc grudki. Aby przywrócić gładką konsystencję wystarczy rozpuścić masło w kąpieli wodnej, a następnie wstawić do zamrażalnika, aby szybko go schłodzić. Na powrót masło karite będzie gładkie.

Pachnącego gardenią tahitańską masła karite z olejem arganowym używam do natłuszczania ciała w moim małym domowym hammamie. Rozgrzana i oczyszczona skóra chciwie je chłonie. Dopełniam takim namaszczeniem ciała rytuału hammam. Zapach tiare wyjątkowo mnie odpręża. Długo utrzymuje się na skórze. W marzeniach przenoszę się na wyspy Polinezji...

Odrobinę pachnącego raju ma dla Was Biolander!
Zapraszam na zakupy
Z moim kodem rabatowym ep-0882 - 5 % taniej!


19 stycznia 2012

Naturalna Bianka - kim jest ?

Z inicjatywy blogrolle- najlepsze polskie blogi powstał ten oto skromny wywiad.
Serdecznie zapraszam do lektury!



Przedstaw się nam
Na imię mam... Hmm... Mówcie mi Bianka. Mam lat... To także nie jest istotne. Lata młodości to już historia. Najważniejsze jest to, że dobrze czuję się ze swoimi latkami i wiem czego jeszcze od życia oczekuję. Z branżą kosmetyczną nie jestem w sposób zawodowy związana. Zawodowo zajmuję się finansami. A pasje? Najróżniejsze – wszystko to, co pozwala mi być blisko przyrody.

Jak rozpoczęło się Twoje blogowanie?
Blogerką jestem stosunkowo krótko. Jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałam, że będę pisać bloga. Pierwszy mój post pojawił się w połowie września ubiegłego roku. To, że piszę, że zasługą dwóch osób. Jedną z nich jest moja przyjaciółka Sylwia, która od wielu lat powtarzała, że powinnam pisać. Przypuszczam, że nie o takim pisaniu wtedy mówiła. 20 lat wstecz nikt nie myślał o blogach. Komputer wtedy był rzadkością. Potraficie sobie to wyobrazić? To taka inspiracja historyczna. Drugą osobą, która dała impuls jest Pani Elżbieta, właścicielka firmy Biolander. Moje blogowanie jest konsekwencją moich wypowiedzi na biolanderowym forum.

Co cię skłoniło do kosmetyków naturalnych?
Życie w zgodzie z naturą, czerpanie z nieskażonej przyrody, sielskie życie, do którego wciąż dążę jest moją filozofią życiową. Jestem tą szczęściarą, która mieszkając na wsi ma szansę być trochę bliżej przyrody niż przysłowiowy mieszczuch. Umiłowanie przyrody, zdrowego stylu życia w sposób oczywisty musiało przełożyć się na wybór w dziedzinie kosmetyków. Moje życie to nie tylko naturalne, biologiczne kosmetyki. To także zdrowa żywność z własnego ogrodu, zioła z okolicznych łąk. Długo by jeszcze wymieniać. Sama już nie wiem gdzie upatrywać początku tej mojej naturalnej życiowej filozofii. Może w tym, że jestem także geografem?

Jakie firmy owych kosmetyków uważasz za najlepsze?
Cieszę się, że na polskim rynku jest coraz więcej dobrych naturalnych, nie tylko z nazwy kosmetyków. Od kilku lat obserwuje się coraz większe zainteresowanie kosmetykami naturalnymi. Niemal każda firma opracowała tzw. linię naturalną. Producenci traktują ekotrend jako modę i kierując się zyskiem starają się „wpasować” swoje produkty w potrzeby rynku. Określenie „naturalny” jest świadomie przez nich nadużywane. Samo słowo „naturalny” w nazwie kosmetyku nie gwarantuje, że nie ma w nim konserwantów, substancji chemicznych czy sztucznych barwników. Ja szukam dodatkowo kosmetyków biologicznych, certyfikowanych. Uważnie studiuję etykiety, czytam składy. Dwa lata temu znalazłam przypadkowo skarbnicę prawdziwie naturalnych kosmetyków firmę Biolander. Ilość marek może nie jest zbyt duża. Właścicielka sklepu w sposób przemyślany dobiera marki. Dla części z tych marek firma Biolander jest jedynym przedstawicielem na Polskę. Trudno wskazać jedną ulubioną i najlepszą firmę. Muszę wymienić Alepię z jej mydłami, czarującą zapachami Feniqię, Argile Provence z hydrolatami, Charme d'Orient z hammamowymi kosmetykami. Koniecznie muszę wspomnieć o polskiej firmie Sylveco. Firma ta w swoich produktach bazuje na betulinie pochodzącej z brzozy. Nie używa konserwantów, sztucznych zapachów w swoich kosmetykach. I co najważniejsze – ma bardzo przystępne ceny. Pielęgnowanie urody przy użyciu naturalnych kosmetyków wcale nie musi być kosztowne. Koniecznie muszę wspomnieć o minerałach Rhea. Która z nas się nie maluje? Sami widzicie, że nie potrafię wybrać jednej firmy. Za kilka dni będę używała nowego naturalnego mydła na polskim rynku mało jeszcze znanej firmy KEA Karite.

Jakie kosmetyki mogłabyś nam polecić i dlaczego?
Tak, jak trudno wybrać najlepszą firmę, tak trudno także wybrać konkretny kosmetyk, który chciałabym polecić. Uważam, że między bajki należy włożyć mit, że mydło wysusza. Dobre mydło powstaje z dobrej oliwy z oliwek. Gdybym miała na bezludną wyspę zabrać jeden kosmetyk to byłoby to mydło Alepia Excelence. Dlaczego? Można się nim umyć od stóp do głów, nie pomijając higieny intymnej. Drobne pranie też można z użyciem tego mydła wykonać. Z alepowym mydełkiem nie zginęłabym.

Podaj jeden przepis według Ciebie najlepszego kosmetyku.
Podam Wam przepis nie na najlepszy naturalny kosmetyk lecz na najtańszy. Nie doceniamy glinek w pielęgnacji urody. Uwielbiam marokański rhassoul. Na nowo odkrywam kolorowe glinki. Chciałabym polecić bardzo prostą maseczkę z glinki różowej. Dwie łyżeczki glinki różowej należy rozprowadzić odrobiną wody mineralnej, tak aby uzyskać gęstą pastę. Potem trzeba nałożyć grubą warstwą na twarz, szyję, dekolt na 10 minut. Po tym czasie spłukać. Glinka różowa jest odpowiednia dla cer wrażliwych, dojrzałych, naczynkowych. Odżywia, ożywia i koi cerę. Napisałam, że to najtańszy naturalny kosmetyk. 2 łyżeczki glinki to ok. 6 gram. Torebka glinki o wadze 300 g kosztuje 24 zł. Mamy więc z torebki 50 maseczek! Koszt 0,48 zł za glinkę, no i odrobina wody. Prawda, że naturalna pielęgnacja nie rujnuje kieszeni?

Czy zastąpiłabyś naturalne kosmetyki na tradycyjne w większości używane przez społeczeństwo?
Nigdy w życiu! Z szacunku dla swojego zdrowia. Przemysł chemiczny z jednej strony jest błogosławieństwem naszych czasów, a z drugiej niestety przekleństwem. Coraz częściej utwierdzam się w przekonaniu, że chorujemy z powodu wszechobecnej chemii w żywności, kosmetykach, ubraniach. Staram się ograniczyć chemię w moim życiu i wybierać to co naturalne, wtedy kiedy jest to tylko możliwe. I Państwa do tego zachęcam.
Dziękuję bardzo za przeczytanie tego wywiadu. Bianka

Zainteresowanych naturalnymi kosmetykami
i nie tylko  zapraszam na


Dary z ziemi dla urody czyli o różowej glince

Glinka różowa w postaci proszku jest produktem w 100% naturalnym. Wydobywa się ją w postaci brył i rozdrabnia. Proces jej suszenia po wydobyciu z pokładów obdywa się na słońcu. Zanim użyta zostanie jako kosmetyk oczyszcza się ją i sterylizuje.
Glinka różowa jest połączeniem dwóch różnych naturalnych glinek: białej i czerwonej.

Została opracowana w laboratorium jako najlepsza mieszanka, składająca się z 2/3 z glinki białej i 1/3 glinki czerwonej. Uzyskano w ten sposób idealne proporcje minerałów i niezwykłe właściwości. Zachowano wszelkie atrybuty glinek czerwonej i białej.
Glinka różowa jest bardzo delikatna. Ma właściwości wygłądzające, ściągające i zabliźniające (cechy glinki białej) oraz dezynfekujące, absorbcyjne i wzmacniające (cechy glinki czerwonej).



Glinka różowa daje efekt ściągający, wzmacniający a jednocześnie kojący i odprężający. Nadaje się do cery wrażliwej, delikatnej, naczynkowej, szorstkiej.

Glinkę można wykorzystać przygotowując:
  • maseczkę do twarzy, szyi, dekoltu
  • rewitalizującą maseczkę do włosów
  • dodatek do kąpieli oczyszczających

Maseczka na twarz:
2 łyżeczki ( ok. 6 g glinki) glinki rozrobić z wodą mineralną. Należy dodać tyle wody, aby uzyskać konsystencję gładkiej pasty.
Przygotowyjąc glinkowe maseczki należy pamiętać, aby używać szklanej lub drewnianej miseczki. Do mieszania należy także użyć drewnianej szpatułki lub szklanej bagietki. Robi się to po to, aby glinka nie straciła swoich magnetycznych właściwości.
Tak przygotowaną pastę grubą warstwą należy nałożyć na twarz, szyję, dekolt. Gruba warstwa zapobiegnie nieprzyjemnemu wysychaniu glinki. Maskę pozostawić na twarzy 10 minut.
Zamiast wody polecam rozrabianie glinki hydrolatami (wodami kwiatowymi) lub naparami ziołowymi. Doskonała będzie woda różana dla cery wrażliwej i naczynkowej. Napar rumianku w połączeniu z glinką ukoi podrażnioną cerę.
Do pasty glinkowej, zwłaszcza przy cerze suchej, warto dodać kilka kropel oleju arganowego.

Kompres na włosy:
4 łyżeczki glinki (lub więcej jeśli mamy włosy długie) wraz z ½ łyżeczki oleju arganowego należy zmieszać z wodą w celu uzyskania pasty. Papkę na włosach trzymać przez 10-15 minut po czym spłukać i umyć włosy szamponem. Po takim kompresie włosy są błyszczące i dobrze się układają.

Glinkowa kąpiel:
Do wanny z wodą należy dodać 200 g glinki. Można kąpiel wzbogacić ulubionymi olejkami eterycznymi np. ylang-ylang, z drzewa różanego. Kąpiel powinna trwać 20 minut. Na koniec ciało spłukać pod bieżącą wodą. Skóra będzie odnowiona i odżywiona.

Skład glinki różowej:
  • krzem - 64,85 %
  • aluminium - 23,50 %
  • żelazo – 4,35 %
  • potas – 3,00 %
  • wapń – 0,55 %
  • magnez – 0,50 %
  • inne sole i mikroelementy – 0,17 %
Wielkość cząsteczek glinki wynosi 26 mikronów.


Glinka nie należą do drogich kosmetyków. Za 300 g zapłacimy 24 zł (po rabacie 22,80 zł). Kto nie lubi bawić się w przygotowywanie maseczek z sypkiej glinki może wybrać te w tubkach. Warto docenić dobroczynne działanie glinek na skórę.

Glinki do nabycia w Biolanderze – od koloru do wyboru!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 5 % taniej!



16 stycznia 2012

Nowe szaty savon noir od Alepii

Savon noir nie jest dla mnie nowym tematem. Muszę przyznać, że zużywam tego orientalnego specyfiku dość dużo. Jest to pewien rodzaj uzależnienia. Odkrycie przeze mnie savon noir spowodowało, że przestałam używać peelingi. I tak już mam, że jak zobaczę jakieś nowe, inne to muszę go mieć.
Savon noir Alepii jest mi doskonale znane. Było to pierwsze czarne mydło, które kupiłam. Od tamtej pory upłynęło sporo czasu. Ja zużyłam kilkanaście opakowań czarnego mydła różnych marek, a savon noir od Alepii przybrało nowe szaty. Zmieniło się opakowanie. Savon noir pochodzi z Maroka. Ten kraj jest swoistym liderem w produkcji tego kosmetyku. Savon noir Alepii jest dobre jak dawniej.

Dla przypomnienia dodam, że savon noir (czarne mydło) jest to w 100 % roślinne mydło. Uzyskuje się go z pasty warzywnej (oliwki czarne), powstałej przez ich odpowiednią macerację z użyciem soli potasowej. Tak uzyskany przecier miesza się z oliwą z zielonych i czarnych oliwek. Savon noir pachnie więc oliwkami. Barwa mydła może być zielonkawa, bursztynowa. Zapach oliwek nie pozostaje długo na skórze. Mydło dobrze się spłukuje. Jego cechą charakterystyczną jest to, że się nie pieni. Na skórze tworzy zaś emulsję.
Czarne mydło jest znane na całym świecie, jako produkt o wprost magicznych walorach pielęgnacyjnych dla naszego ciała. Oczyszcza skórę z martwych komórek, toksyn, zanieczyszczeń choć nie zawiera w sobie żadnych drobinek. Jest wyjątkowo delikatne i skuteczne zarazem. Skóra przy systematycznym stosowaniu staje się miekka, odżywiona, promienna. Jednym słowem piękna. Savon noir jest odpowiednia dla wszystkich rodzajów skóry. Wykorzystuje się go w leczeniu chronicznej egzemy, trądziku i rozmaitych wyprysków. Korzystnie wpływa na gojenie poparzeń słonecznych. Niweluje przebarwienia skóry i rozstępy. Dobrze oczyszczona skóra staje się delikatna, jedwabiście gładka, miękka i jędrna. Coż więcej potrzeba?
Używanie savon noir jest bardzo proste.

Wystarczy:
  • suchą ręką lub łyżką przełożyć odrobinę mydła do osobnego naczynia (jest to ważne, gdyż do opakowania nie powinna dostać się woda; savon noir nie zawiera konserwantów)
  • rozgrzać skórę pod prysznicem lub w wannie
  • nałożyć mydło ręką na całe ciało i twarz
  • wcierać przez chwilę, aby utworzyło emulsję i pokryło każdy kawałek ciała
  • odczekać ok. 3 - 4 minuty
  • spłukać obficie ciepłą wodą
To początek rytuału hammam. Oczywiście można na tym poprzestać. Ja polecam jednak wykonać masaż ciała kessą, użyć glinki rhassoul, a na sam koniec wetrzeć w skórę olej arganowy. Relaks i odpoczynek pod znakiem orientu zapewniony.
A to wszystko we własnej łazience
za sprawą kosmetyków dostępnych w Biolanderze.
Polecam zakupy z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!  


15 stycznia 2012

Łakomstwo od Feniqii czyli ... smakuj życie z apetytem!

Pod koniec ubiegłego roku rynek kosmetyków mógł poszczycić się debiutem nowej serii mydeł Feniqii o wspólnej nazwie 7 grzechów głównych.
Feniqia Marchand de Liban oferuje naturalne, ręcznie wykonane mydła. Ich receptury oparte są na wielowiekowej tradycji. Główną rolę w składzie mydeł odgrywa oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia, olej ze słodkich migdałów, olej kokosowy oraz miód. Zapachu mydłom nadają naturalne olejki eteryczne oraz wonne zioła i orientalne przyprawy. Wszystkie mydła marki Feniqia oparte są tylko na naturalnych surowcach, nie zawierają substancji chemicznych szkodliwych dla zdrowia, parabenów, sztucznych zapachów, substancji koloryzujących ani konserwantów. Mydła wykonane są ręcznie, suszy się je na słońcu.

Słodka mandarynka, kwaśna cytryna, gorzkawy grejfrut oraz korzenny cynamon nadają niepowtarzalny aromat okrągłemu mydłu od Feniqii o kuszącej nazwie Łakomstwo. To wspaniałe mydło otrzymałam w prezencie od mojej siostry z okazji urodzin. Nie mogłam sobie wymarzyć wspanialszego podarunku!
Bardzo cenię mydła tej marki. Dlaczego z siedmiu mydeł wybrała Łakomstwo pozostaje się tylko domyślać. Ciężko się oprzeć temu mydłu, więc koniecznie musiałam go wypróbować. Mydło to jest podobne do mydeł z serii Aromes i Vertus w kształcie i składnikach. Jest tak samo delikatne dla skóry. Po jego użyciu nie ma konieczności nawilżania ciała balsamami. Skóra delikatnie pachnie przez kilka godzin. W zapachu tego mydła dominuje słodka mandarynka. Słodycz manadrynki odrobinę złamana jest gorzkim aromatem grejfruta. Ciepła dodaje zapachowi słodki cynamon. Skóra jest nawilżona i aksamitna w dotyku.
Znam wielu przeciników stosowania mydeł. Argumenty, że mydło wysusza skórę w przypadku tych mydeł nie ma racji bytu. Mydło to, to tak naprawdę dwa mydełka. Jedno okrągłe, a drugie w kształcie krążka stanowiącego mydelniczkę. Kiedy skończy się cytrusowa kulka zużyję mydelniczkę.

Feniqia podarawała nam kolejny klejnot. Nie tylko używanie tego mydła daje dużo przyjemności.
Już samo spojrzenie na kartonik obiecuje interesującą zawartość.


Opakowanie stanowi samo w sobie małe dzieło sztuki. Feniqia wykazała dbałość o każdy szczegół. Dobrej jakości lakierowana tektura, kolorystyka, dobrany obrazek do tematu przewodniego oraz teksty z nim związane na opakowaniu to wszystko sprawia, że mam przed sobą produkt stworzony do czerpania przyjemności z jego używania.

Pozwolę sobie zacytować tekst z opakowania mojego Łakomstwa.
"Największa z moich pokus.
Celebruję chwile spędzone pod prysznicem. Moją skórę czynię jebwabistą. Zostawiam ją delikatną i nawilżoną, satynową i pachnącą. Wypełniam wszystkie idee Epikurejczyków dążąc do przyjemności i szczęścia."
O zapachu możemy przeczytać:
"Łakomy, pogodny i sympatyczny Cynamon spotkał pewnego pięknego dnia trzy wyjątkowe cytrusowe damy. Cytryna, Grejpfrut i Mandarynka natychmiast dają się uwieść urokowi przyprawy".

Mydło to uwiodło mnie zapachcem, delikatnością oraz detalami, które sprawiają, że codzienne proste czynności można celebrować jak niepowtarzalną chwilę.


Pozwólcie uwieść się Feniqii i jej 7 grzechom głównym!
Mydła do nabycia w Biolanderze
Zakupy z moim kodem rabatowym ep-0882 zawsze 5 % taniej!


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...